NOWE POSTY | NOWE TEMATY | POPULARNE | STAT | RSS | KONTAKT | REJESTRACJA | Login: Hasło: rss dla

HOME » MONOSTRUKTURY SPOLECZNE » SOCJOLOGIA PIOTR SZTOMPKA

Przejdz do dołu stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

SOCJOLOGIA PIOTR SZTOMPKA

KSIAZKA
  
Administrator
18.10.2007 12:17:27
poziom 1

Grupa: Administrator 

Lokalizacja: Warszawa

Posty: 39 #17025
Od: 2007-10-4
JEZELI KTOS POTRZEBUJE E-BOOKA PIOTRA SZTOMPKI - SOCJOLOGIA TO PROSZE O KONTAKT PONIEWAZ POSIADAM TAKIEGO E-BOOKA A WIEM ZE MAMY DO PRZECZYTANIA TA KSIAZKE
POZDRAWIAM
  
aga
24.11.2007 20:10:00
Grupa: Użytkownik

Lokalizacja: Żoliborz

Posty: 1 #30023
Od: 2007-10-11
hej bardzo bym prosila o taka ksiazke moj adres aguuuska1986@interia.pl dziekiwesoły
  
Yorlie
25.11.2007 19:23:12
Grupa: Użytkownik

Lokalizacja: Warszawa

Posty: 1 #30263
Od: 2007-11-25
Hejka,ja też poproszę bardzo szczęśliwy na @ szaneta125@tlen.pl
Pozdrawiam
  
Kula
14.12.2007 22:26:44
Grupa: Użytkownik

Lokalizacja: Warszawa Ochota

Posty: 8 #34374
Od: 2007-10-7
Trzy poziomy traumy kulturowej
Pojęcie traumy kulturowej stosuje się do różnorodnych przypadków, o różnej skali. Poziom najniższy, nie mieszczący się w specyficznym zakresie zainteresowań socjologii, to skala biografii indywidualnej. Typowych sytuacji trauma‐tycznych doznajemy w rodzinie: choroba, śmierć kogoś bliskiego, urodziny dziecka, małżeństwo, rozwód. Nie brak ich w sferze zawodowej: zmiana posady, utrata pracy, degradacja, niespodziewany i nagły awans, przejście na emeryturę. Przykłady z innych dziedzin życia to przeprowadzka do innej miejscowości, deportacja, emigracja, aresztowanie i wyrok sądowy. Wszystkie te przykłady dotyczą zmian „wstrząsowychʺ, nagłych, zaskakujących, ale spotykamy w skali biograficznej także zmiany traumatogenne powolne, długotrwałe, kumulujące się. Przykłady: pogłębiający się alkoholizm czy narkomania, chroniczna i nieuleczalna choroba, stopniowy rozkład małżeństwa, a także zmiana traumatogenna w pełni uniwersalna, dotykająca wszystkich ‐ starzenie się i jego kulminacja ‐ śmierć. We wszystkich tych przypadkach zaburzeniu ulega nasz stabilny świat nawyków, zwyczajów, sensów.

Na właściwym terenie badawczym socjologii znajdujemy się jednak dopiero wtedy, kiedy rozważamy traumy zbiorowe, dotykające zbiorowości ludzkich w efekcie traumatogennych
335
zmian społecznych. W skali mikrospołecznej chodzi na przykład o bankructwo firmy, zabójstwo w szkole, akt terrorystyczny we wspólnocie lokalnej, rozpad drużyny piłkarskiej. To wszystko są zmiany szybkie, niespodziewane, ale w mikroskali występują także zmiany traumatogenne długotrwałe i powolne, kumulujące się aż do progu ostrej traumy. Przykład, to narastający konflikt i rozpad wspólnoty lokalnej, demoralizacja oddziału wojskowego, rosnący nepotyzm i korupcja w partii politycznej itp. Tutaj dezorganizacji lub destrukcji ulegają kultury grupowe, spajający zbiorowość system wartości, norm, przekonań, aż do całkowitej zatraty grupowej tożsamości.

Najbardziej złożony jest poziom trzeci, makrospołeczny, gdzie traumie ulegają całe społeczeństwa ‐ etniczne, narodowe, regiony, cywilizacje, czy nawet społeczeństwo globalne ‐ a zmiany traumatogenne mogą być określone jako historyczne. Wskazywaliśmy już liczne przykłady zdarzeń traumatogennych o takiej skali: wojny, rewolucje, przełomy ustrojowe, kryzysy ekonomiczne, podbój, kolonizacja, masowe migracje itp. Obok tych zmian gwałtownych, nieprzewidzianych, występują tu również długotrwałe procesy kumulujące się: rosnące przeludnienie, zagęszczanie się ruchu drogowego, degradacja środowiska, rozpowszechnianie się chorób cywilizacyjnych, zwiększanie umieralności, zatłoczenie miast i środków komunikacji, przesyt technologiczny czy konsumpcyjny itp. Zmiany tego typu, osiągając pewne wartości progowe, nabierają charakteru traumatogennego, podobnie jak zmiany „wstrząsoweʺ odbijają się niekorzystnie na całej tkance kulturowej i mogą zagrozić tożsamości społecznej w najszerszej skali.

Traumatogenne zmiany makrospołeczne nie ograniczają swojego destrukcyjnego oddziaływania do poziomu makro, lecz pośrednio wpływają na funkcjonowanie grup w mikroskali, a także na świat życia codziennego poszczególnych jednostek. Mówiąc metaforycznie: historia przekłada się na biografie. Widać to wyraźnie, kiedy przyjrzymy się aktualnemu wydarzeniu historycznemu, które można zaliczyć do kategorii zmiany traumatogennej i dobrze ilustruje ambiwalencję zmiany niewątpliwie korzystnej, a równocześnie generującej silną traumę kulturową na wszystkich poziomach. Mam na myśli fundamentalny przełom ustrojowy w Europie Wschodniej i Środkowej, określany jako „rewolucja roku 1989ʺ i następujący po nim długotrwały proces transformacji. W dalszych rozważaniach będę odwoływał się do „rewolucji roku 1989ʺ jako źródła ilustracji dla wprowadzanych kategorii pojęciowych i hipotez teoretycznych. Celem moim jest tutaj eksplikacja ogólnego modelu traumy kulturowej, a nie historyczna rekonstrukcja. Bardziej szczegółowa analiza tego ważnego epizodu i procesu jest przedstawiona gdzie indziej (patrz: pozycja nr 77, „Sto książek z mojej półkiʺ, s. 633).


Genealogia traumy kulturowej
W medycynie, psychiatrii, psychoanalizie ‐ skąd zapożyczamy dla potrzeb socjologii kategorię traumy, pojęcie to bywa używane w sposób dwojaki. Czasami przez traumę rozumie się samo zdarzenie o szokującym, wstrząsowym charakterze: wypadek drogowy, molestowanie seksualne w rodzinie, zdrada małżeńska, nielojalność przyjaciela, śmierć ojca. Kiedy indziej trauma to raczej skutki takich zdarzeń dla organizmu czy psychiki: ból, uraz, rana, choroba itp. Różnie też traktowana bywa trwałość traumy. W psychiatrii dominuje pogląd o
336
nieprzezwyciężalności, a w każdym razie niepełnej przezwyciężalno‐ści traumy, która raz doznana, towarzyszy człowiekowi przez całe życie, ulegając co najwyżej stłumieniu lub wyparciu do regionów podświadomości. W medycynie akcentuje się raczej uleczalność traumy w wyniku trafnie zastosowanej terapii. Pełne wyleczenie oznacza koniec traumy.

Synteza tych różnych punktów widzenia staje się możliwa, gdy traumę potraktujemy dynamicznie, jako proces, czy inaczej ‐ sekwencję traumatyczną. Fazy tej sekwencji to zdarzenie potencjalnie traumatogenne, czynniki aktualizujące, wyzwalające lub potęgujące traumę, stan traumatyczny wyrażający się w określonych symptomach, podejmowane antytraumatyczne środki zaradcze i wreszcie ograniczenie lub pełne przezwyciężenie traumy. Takie ujęcie nie przesądza trwałości traumy, traktując to jako zmienną zależną od rozmaitych konkretnych uwarunkowań.

Prześledźmy obecnie poszczególne fazy typowej sekwencji traumatycznej, ilustrując je przypadkiem traumy postkomunistycznej zapoczątkowanej przez „rewolucję roku 1989ʺ. Momentem inicjującym jest zmiana społeczna o potencjalnie traumatogennym charakterze. Rozpad systemu komunistycznego spełniał wszystkie kryteria wskazane wcześniej: była to zmiana szybka, obejmująca wszystkie dziedziny życia społecznego, dotykająca samych fundamentów aksjologicznych systemu społecznego, dla większości ludzi ‐ zaskakująca i niespodziewana. Nie trzeba dodawać, że przez większość przyjmowana była z entuzjazmem i nadzieją.

Przełom postkomunistyczny ma między innymi wymiar kulturowy9. Oznacza afirmację nowego systemu wartości, norm, wzorów, ideałów ‐ przeciwstawnych do tych, jakie panowały wcześniej. Przynosi rozbicie dominującej kultury, co wyraża się na dwóch poziomach. Na poziomie instytucji („faktów społecznychʺoczko pojawia się dezorganizacja, chaos, fragmentacja, niekiedy dualizm, czyli ‐ jak to określał Durkheim ‐ „anomiaʺ. Na poziomie osobowości pojawia się dezorientacja kulturowa, niepewność co do właściwych wzorów postępowania, poczucie „niekompetencji cywilizacyjnejʺ10, czyli braku nawyków niezbędnych do korzystania z nowo tworzonych instytucji.

Stopień dezorganizacji i dezorientacji zależy od kilku czynników. Po pierwsze ‐ od jednorodności, spoistości i akceptacji kultury dawnej, zastanej. We wszystkich krajach realnego socjalizmu istniał swoisty syndrom kulturowy, będący powieleniem wzorów radzieckich. Ta swoista „kultura blokuʺ tworzyła się i zakorzeniała odgórnie, przez celową indoktrynację (np. nakazującą bezkrytyczne posłuszeństwo władzy czy lansującą wartości egalitarne), a także oddolnie, przez spontaniczne strategie adaptacyjne i obronne przyjmowane przez obywateli (np. kult przeciętności czy stosowanie reguły „nie wychylaj sięʺoczko. Tam, gdzie kultura bloku uzyskiwała monopol i była głęboko internali‐zowana, szok kulturowy po upadku systemu stawał się bardzo mocny (przykład: Rosja). Ale gdzie indziej, na przykład w Polsce, gdzie obok kultury bloku przetrwały syndromy konkurencyjne ‐ kultura narodowo‐katolicka z jednej strony, a kosmopolityczno‐zachodnia z drugiej, a równocześnie akceptacja kultury bloku była przeważnie powierzchowna, czysto oportunistyczna i słabo zinternalizowana ‐ szok kulturowy był znacznie złagodzony.

9 P. Sztompka, „The year 1989 as a cultural and civilizational breakʺ, w: „Communist and Post‐Communist Studiesʺ, vol. 29, nr 2/1996, s. 115‐129.
337
10 P. Sztompka, „Civilizational incompetence: the trap of post‐communist societiesʺ, w: „Zeit‐

schrift fur Soziologieʺ, Heft 2/April 1993, s. 85‐95.


Po drugie, istotna jest głębokość dysonansu, to znaczy treściowego przeciwieństwa kultury zastanej i kultury nowej. Kultura bloku i wymuszana przez nowy kształt systemu ekonomicznego i politycznego kultura rynkowa i demokratyczna stanowią podwieloma względami radykalne przeciwieństwo. Na przykład: kolektywizm tej pierwszej jest w opozycji do indywidualizmu drugiej, bierność i akceptacja losu zderza się z aktywizmem i dążeniem do sukcesu, paternalizm i roszczeniowość nie da się pogodzić z wiarą we własne siły i odpowiedzialnością za swoją przyszłość, bezpieczeństwo nie idzie w parze z ryzykiem, konformizm z innowacjami, posłuch wobec władzy z wolnością itp. Mówiąc skrótowo, ukształtowany przez ponad pół wieku realnego socjalizmu homo sovieticus i funkcjonalnie niezbędny dla nowego systemu homo econmicus mieszczą w sobie biegunowo odmienne wzory kulturowe. W kulturze okresu postkomunistycznego pojawia się wyraźny dualizm trwającego jeszcze czas jakiś kulturowego dziedzictwa socjalzmu i wyłaniającej się nowej kultury kapitalistycznej i demokratycznej.

Po trzecie, o stopniu dezorganizacji i dezorientacji kulturowej decyduje poprzedzająca przełom izolacja, lub przeciwnie ‐ otwartość na kulturę alternatywną, w naszym przypadku ‐ kulturę rozwiniętego Zachodu. Chodzi z jednej strony o dostępność „efektu demonstracjiʺ, gdy wzory kultury zachodniej są widoczne pośrednio, przez mass media, film, telewizję, książkę, lub bezpośrednio, przez podróże, turystykę, odwiedziny u zamorskich rodzin itp. A z drugiej strony chodzi o „efekt aspiracjiʺ, to znaczy dominującą orientację, w naszym przypadku tradycyjnie prozachodnią. Relatywna otwartość społeczeństwa polskiego na Zachód, w obu sensach równocześnie, czyniła nas bardziej gotowymi na inwazję kultury zachodniej i zmniejszała głębokość anomii po przełomie 1989 roku w porównaniuz innymi krajami regionu.

Po czwarte, destrukcyjne oddziaływanie przełomu na stan kultury „amortyzujeʺ w pewnym stopniu wcześniejsze występowanie swoistych enklaw środowiskowych związanych z kulturą, która ma zapanować dopiero w przyszłości. Chodzi tu o grupy, które ulegają „socjalizacji antycypującejʺ i dla których społeczeństwa zachodnie stają się centrami normatywnego odniesienia na długo przed przełomem. W naszym przypadku były to kosmopolitycznie zorientowane środowiska twórcze, kapitalistycznie zorientowane środowiska „prywatnej inicjatywyʺ czy pielęgnujące etos demokratyczny środowiska opozycyjne. W obiektywnym sojuszu tworzyły one swoistą „piątą kolumnęʺ kultury zachodniej, rynkowej i demokratycznej, jeszcze w obrębie panującej kultury bloku. Po przełomie stanowiły naturalne awangardy recepcji i propagowania nowych wzorów kulturowych.

Dezorganizacja i dezorientacja kulturowa to bezpośredni efekt inicjującej zmiany traumatogennej w obszarze kultury. Ale zmiana ta ma również inne konsekwencje. W szczególności zapoczątkowuje na ogół ciąg zmian żywiołowych, a także celowych reform w obszarze struktury społecznej, instytucji ekonomicznych, ustroju politycznego, organizacji i stowarzyszeń, form samorządności itp. Te zaś zmiany mogą z kolei generować jako niezamierzone skutki uboczne niekorzystne stany czy sytuacje w „świecie życia codziennegoʺ, które padłszy na tło dezorganizacji i dezorientacji kulturowej, mogą wyzwalać, ujawniać,
338
aktualizować czy wzmacniać napięcie traumatyczne, przekształcając je w rzeczywistą traumę kulturową.

Zobaczmy to na przykładzie transformacji postkomunistycznej. Proces reform instytucjonalnych, budowanie infrastruktury rynku i demokracji, dostosowywanie prawa do nowych warunków przyniosły jako skutki uboczne cztery rodzaje zjawisk istotnych dla znacznych segmentó społeczeństwa: po pierwsze pojawienie się nowych form ryzyka i zagrożeń, po drugie pogorszenie warunków życia, po trzecie nowe postrzeganie problemów istniejących wcześniej, po czwarte aktualizację i rewizję pamięci wybranych zdarzeń z przeszłości. Do pierwszej kategorii należą: wzrost bezrobocia i obaw o pracę, utrata bezpieczeństwa spcjalnego i redukcja opiekuńczych funkcji państwa, eksplozja przestępczości, w tym nowych form przestępczości zorganizowanej, kontakt z grupami obcymi etnicznie i kulturowo, a więc imigrantami, uchodźcami, robotnikami sezonowymi. Do drugiej kategorii zaliczyć można obniżenie standardu życia znacznych grup (np. robotników wielkoprzemysłowych, chłopstwa), a także pojawienie się enklaw rzeczywistej biedy, relatywną degradację prestiżową niektórych środowisk (np. naukowców, nauczycieli, twórców), długo utrzymującą się inflację, niewydolność i utrudnioną dostępność służb publicznych ‐ administracji, policji, sądownictwa, służby zdrowia. Do trzeciej kategorii zaliczyć można pojawienie się ostrej świadomości zagrożeń ekologicznych, a także degradacji zdrowotnej społeczeństwa, spowodowanej wieloletnimi zaniedbaniami. Wreszcie do kategorii czwartej należy dziedzina „rozliczeńʺ z komunistyczną przeszłością: problem lustracji, dekomunizacji, odpowiedzialności za kolaborację z ówczesnym reżimem, współpracę ze służbami specjalnymi, kwestia zasadności stanu wojennego, słuszności Okrągłego Stołu, roli płk. Kuklińskiego itp.
  
Kula
14.12.2007 22:29:07
Grupa: Użytkownik

Lokalizacja: Warszawa Ochota

Posty: 8 #34375
Od: 2007-10-7
Rozdział Czas w społeczeństwie
Dynamiczne ujęcie życia społecznego jako nieustannej aktywności ludzi, dokonujących się ciągle zmian i toczących się procesów nadaje dużą wagę zagadnieniu czasu. Czas jest w takim ujęciu niezbywalnym aspektem rzeczywistości społecznej. W odczuciu potocznym czas jest jakąś nieokreśloną substancją, w obrębie której toczą się ludzkie życie i wszelkie procesy. Jest kontekstem wszelkiej rzeczywistości, emanacją naturalnego porządku rzeczy. Filozofowie potraktowali czas nie tyle jako cechę świata, ile jako sposób myślenia o świecie, właściwą ludziom metodę organizowania obserwacji i doświadczeń, lub, jak określał to Immanuel Kant, „kategorię poznaniaʺ. Socjologowie, a zwłaszcza przedstawiciele klasycznej francuskiej szkoły socjologicznej ‐ Emile Durk‐heim, Marcel Mauss, Henri Hubert, Marcel Halbwachs ‐ przesunęli badanie czasu na jeszcze inną płaszczyznę. Uznali mianowicie, że czas jest „faktem społecznymʺ, emanacją życia społecznego, wytwarza się dzięki kolektywnym ludzkim formom bytowania. Jest nie tyle uniwersalną kategorią poznania, ile kon‐struktem społecznym. Ale równocześnie oddziałuje zwrotnie na ludzką zbiorową praktykę, regulując i ukierunkowując ludzkie działania. Czas wyraża rytm życia społecznego, ale równocześnie rytm ten wyznacza. Związany z rozmaitymi kulturami, czas przybiera różne postaci. Jest zrelatywizowany kulturowo, a zatem i historycznie. Różne społeczeństwa, jak mawiali twórcy szkoły francuskiej, „żyją w różnych czasachʺ. Co więcej, dotyczy to także mniejszych całości w obrębie społeczeństw ‐ grup, organizacji, a nawet różnych dziedzin życia społecznego ‐ rodziny, ekonomii, polityki itp., które cechują się swoistym odczuwaniem czasu.

W takim ujęciu czas nie jest substancją, lecz siecią relacji odzwierciedlających, ale także kształtujących szczególne, temporalne zależności między zjawiskami, zdarzeniami czy działaniami społecznymi. Najważniejsze to relacje trzech typów: następstwa „przed i poʺ, linearne sekwencje unikalnych i nie powtarzających się zdarzeń zmierzających w pewnym kierunku oraz cykle zdarzeń powtarzalnyc, powracających po jakimś okresie do pierwotnego kształtu.

W rozdziale tym, przyjmując podejście Durkheimowskie, poddamy analizie socjologiczne pojęcie czasu, najpierw jako kontekst, w którym przebiegają wszelkie zjawiska społeczne, a następnie jako szczególnie istotny, definicyjny wręcz komponent zmiany społecznej.


Czas jako wymiar życia społecznego
Wszelkie zjawiska społeczne dokonują się w czasie: dzieją się w jakimś momencie i trwają przez pewien czas. Żadne zjawisko społeczne nie jest całkowicie izolowane, pojedyncze czy osobne. Wszystkie są jakoś powiązane z innymi. Jedną z form takiego powiązania jest sekwencja: łańcuch zjawisk następujących kolejno po sobie (jak pamiętamy z poprzedniego rozdziału, łańcuch zmian powiązanych przy czyn owo‐skutkowo określamy mianem procesu). Takie sekwencje występują na wszelkich poziomach życia społecznego. W makroskali historycznej na przykład, po wojnie następuje kapitulacja, potem traktat pokojowy, potem odbudowa ze zniszczeń. Po wyborze prezydenta następuje zaprzysiężenie, objęcie funkcji, a potem rozmaite zdarzenia w toku kadencji. Kryzys ekonomiczny prowadzi do inflacji i bezrobocia, to z kolei do obniżenia poziomu życia, a następnie do różnych form masowych protestów, a niekiedy nawet
348
rewolucji. W skali jednostkowej biografii po okresie dzieciństwa idzie się do szkoły, potem na uniwersytet, potem do pracy, potem na emeryturę. Zawarcie małżeństwa i założenie rodziny poprzedza urodziny dzieci, ich wychowanie, wprowadzenie w świat. A w najmniejszej, mikro‐skali życia codziennego po wstaniu z łóżka, porannej toalecie, następuje śniadanie, potem dojazd do pracy, potem przerwa na obiad, potem powrót, oglądanie telewizji, kolacja, spanie. We wszystkich tych przykładach, jeśli weźmiemy jakieś pojedyncze zdarzenie, to jest ono zawsze ogniwem w jakiejś sekwencji, elementem jakiegoś procesu, zachodzi po jakichś zdarzeniach wcześniejszych i przed jakimiś zdarzeniami późniejszymi. A więc dokonuje się w jakimś momencie, jest usytuowane w jakimś miejscu czasowej sekwencji zdarzeń poprzedzających i następujących. A jeszcze inaczej, ma swoją czasową lokalizację, czas w którym zaszło, relatywnie do innych zdarzeń czy zjawisk: wcześniej, później lub równocześnie.

Ale kiedy przyjrzymy się bliżej każdemu zjawisku czy zdarzeniu społecznemu, zauważymy, że jest ono nie tylko zrelatywizowane wobec takiej zewnętrznej sekwencji, ale samo zawiera w sobie jakąś sekwencję. Trwa przez pewien czas, ma pewną rozciągłość w czasie, czyli da się rozłożyć na pewne następujące kolejno po sobie stadia czy fazy. To, co wcześniej traktowaliśmy, w pierwszym przybliżeniu, jako pojedyncze zdarzenie w ramach szerszej sekwencji ‐ wojna, kryzys ekonomiczny, nauka szkolna, śniadanie, dojazd do pracy ‐ jawi się teraz samo jako złożona sekwencja zdarzeń. Wojna, jak wiemy z historii średniowiecznej może trwać przez trzydzieści, a nawet sto lat. Recesja trwa nieraz przez dekadę. Nauka szkolna zajmuje całe dzieciństwo. Śniadanie z rodziną zajmuje pół godziny. Podróż samolotem może trwać wiele godzin. W przykładach tych skala czasowa ogromnie się różni, ale każde zjawisko społeczne ma jakiś okres trwania.

To, czy traktujemy je jako pojedyncze czy jako sekwencję zjawisk, zależy od przyjętej perspektywy. To, co z jednej perspektywy stanowi epizod, z innej jest rozciągłym procesem. Lot przez Atlantyk to pojedynczy fakt dla operatora linii lotniczych, ale długotrwały proces dla pasażerów. Bitwa to epizod dla wojskowego stratega, ale nie dla żołnierzy w okopach. Budowa fabryki to jednostkowa inwestycja z perspektywy wielkiej korporacji, a niezwykle złożony proces w skali wykonawców. Tak więc nie ma zjawisk społecznych pozaczaso‐wych, zarówno w sensie lokalizacji w jakimś momencie, jak i w sensie jakiejś rozciągłości w czasie. Sekwencyjność i trwanie to dwie fundamentalne właściwości wszelkich zjawisk społecznych.

Trzecia właściwość jest określana metaforycznie jako nieubłagany „upływ czasuʺ. Rozumiemy przez to, że cokolwiek byśmy sami robili albo czegokolwiek byśmy zaniechali, zmiany i procesy dokonują się wokół nas nieustannie i możemy najwyżej za nimi nadążać albo pozostać w tyle. Nasza pasywność nie może nas uratować przed „upływem czasuʺ, bo różne sekwencje toczą się w otaczającym nas społeczeństwie niezależnie od nas i wyizolować się od nich nie możemy. Tak samo jak nie możemy powstrzymać biegu procesów biologicznych i co jakiś czas odkrywamy w nas samych ów nieubłagany „upływ czasuʺ. A w wymiarze społecznym, interesującym socjologa, możemy nie mieć prawa jazdy, nie znać się na komputerach i nie uczyć języków obcych, ale tak czy inaczej znajdziemy się w środku cywilizacji samochodowej, świata Internetu i globalizacji. Możemy lekceważyć pęd industrializacji i destrukcji środowiska, ale nie uchroni nas to przed oddychaniem zatrutym powietrzem. Żebyśmy nie wiem jak chcieli pozostać w roli dzieci, pewnego dnia spadną na nas obowiązki dorosłych.
349
Czwarta właściwość to nieodwracalność takich sekwencji czasowych, albo, jak mówimy przenośnie, fakt, że „strzałka czasuʺ wskazuje tylko w jednym kierunku. Jak mówi się potocznie, „gdy coś się stało, to się nie odstanieʺ. Kiedy coś się zdarzyło, to się zdarzyło i nie da się tego unieważnić. Kiedy coś zrobiliśmy, to nic już na to nie można poradzić. Można oczywiście starać się ograniczyć skutki naszych wcześniejszych działań, zrekompensować straty, jakie ponieśliśmy, wyrazić żal i skruchę, itp., ale to oznacza już inne, następne działania, które ‐ podobnie jak tamto ‐ są też nieodwracalne. Kiedy czegoś dowiedzieliśmy się, kiedy czegoś doświadczyliśmy, kiedy coś pomyśleliśmy, to już pozostaje w naszym skumulowanym doświadczeniu czy w naszej pamięci. Oczywiście możemy później zapomnieć, starać się wyprzeć ze świadomości, konstruować różne uzasadnienia czy racjonalizacje ‐ ale to już są inne, następne procesy psychiczne, analizowane głęboko przez psychoanalityków, które nie unicestwiają naszych pierwotnych doznań. Życie ludzkie ‐ a tym samym życie społeczne ‐ biegnie więc w jednym kierunku, bo taką nieodwracalną sekwencją jest sam proces biologiczny i psychiczny, który jest jego podstawą. Nie można być młodszym, a tylko starszym, nie można być znów dzieckiem, nie można ponownie urodzić się, a za to każdego z nas czeka niepewna przyszłość i pewna śmierć. Jak poetycko wyraził to już w starożytności Heraklit: „nie można wejść dwa razy do tej samej rzekiʺ.

Implikuje to piątą właściwość każdej sekwencji społecznej: odróżnienie przeszłości, teraźniejszości i przyszłości: tego, co się zdarzyło, co się dzieje i co się zdarzy. Różnica wiąże się z odmienną percepcją wśród członków społeczeństwa, odmiennym typem determinacji oraz odmiennym stopniem wpływu działających jednostek. I tak, po pierwsze, dla ludzi przeszłość jest przedmiotem pamięci, opowieści ustnych lub ‐ od czasu wynalezienia pisma ‐ zapisu, rejestracji. Teraźniejszość jest przedmiotem żywego doświadczenia. Przyszłość jest przedmiotem wyobraźni, zamiarów, planowania. Po drugie, przeszłość jest raz na zawsze zdeterminowana przez okoliczności, które już zaszły, niezależnie od tego, czy przyczyny te znamy, i jak historycy je zinterpretują. Teraźniejszość jest obszarem oddziaływania różnych czynników przyczynowych, których efekt wyłania się dopiero, „staje sięʺ. Przyszłość jest otwarta w tym sensie, że może potoczyć się w różnych kierunkach, według różnych scenariuszy. I po trzecie, na przeszłość wpływu nie mamy, historii w sensie zdarzeń, które zaszły, nie zmienimy, choć możemy pisać różne „historieʺ w sensie selektywnych relacji o przeszłych zdarzeniach. Teraźniejszość to efekt naszych działań i zaniechań, tworzy się z tego, co wszyscy razem i każdy osobno czynimy i myślimy. Na przyszłość mamy wpływ tylko potencjalny, to bowiem, który z możliwych scenariuszy zrealizuje się, zależy od tego, jakie działania w przyszłości podejmiemy sami, ale także jakie podejmą inni, a to jest dziś niewiadome.

I wreszcie szósta właściwość to ciągłość przejścia między tymi trzema dziedzinami czasu. Potoczne powiedzenie, że teraźniejszość to tylko „punkt spotkania przeszłości i przyszłościʺ, niesie w sobie istotne spostrzeżenie o ciągłości wszelkich sekwencji społecznych. Chodzi mianowicie o to, że w każdym momencie to, co teraźniejsze, staje się już przeszłe, a to, co przyszłe, staje się teraźniejszością. Przyszłość przechodzi niepostrzeżenie w teraźniejszość, a teraźniejszość w przeszłość. Spójrzmy na najprostszą interakcję: kiedy rozmawiam, to, co w tej chwili powiedziałem, staje się już faktem przeszłym, a to, co powiem za chwilę, będzie realizacją jednej z możliwych przyszłych odpowiedzi na to, co mówi ‐ a dokładniej: mówił przed chwilą ‐
350
partner. Podobnie, kiedy skończyłem pisać to zdanie ‐ stało się to już, ściśle biorąc, przeszłością, a to, co piszę w tej chwili, jest aktualizacją jednego z możliwych i wyobrażonych przeze mnie sformułowań na temat społecznej roli czasu.


Czas jako aspekt zmiany społecznej
Choć czas jest koniecznym wymiarem życia społecznego we wszelkich jego przejawach, to pojęcie czasu najbliżej wiąże się ze zmianami społecznymi. Jak pamiętamy z rozdziału dziewiętnastego, czas jest konstytutywnym, definicyjnym czynnikiem zmiany społecznej. Zmianę społeczną definiowaliśmy jako różnicę między dwoma stanami społeczeństwa (grupy, wspólnoty, organizacji, społeczeństwa globalnego itp.) zachodzącą w czasie. Inaczej, jako odmienność tego co przedtem, od tego co potem. Ściśle rzecz biorąc, zmiana zachodzi w społeczeństwie zawsze; nie do pomyślenia są dwa czasowo różne stany społeczeństwa, które byłyby dokładnie identyczne. Wszelka stabilność jest zawsze sprawą względną, zależną od przyjętej skali porównawczej i potrzeb, dla których ją definiujemy. Ale nawet kiedy mówimy o stabilności czy stagnacji, odnosimy to do jakiegoś okresu. Mamy na myśli niezmienność (czy przynajmniej względną niezmienność) pewnych czynników w jakimś odcinku czasowym. Historyk może określać niektóre społeczeństwa starożytne jako stabilne w tym sensie, że podstawowe warunki życia pozostawały podobne przez setki lat, ludzie rodzili się i umierali praktycznie w tym samym społeczeństwie, natomiast w społeczeństwie nowoczesnym zmiany cywilizacyjne, technologiczne, obyczajowe są tak niezwykle przyśpieszone, że w ciągu jednego życia otaczający świat społeczny może zmieniać się radykalnie i wielokrotnie. Antropolog społeczny mówi o społecznościach tradycyjnych, „zimnychʺ, w których zmiany toczą się wolno, i społecznościach „gorącychʺ, ulegających gwałtownej zmienności. Dotyczy to także segmentów wewnątrz każdego społeczeństwa, instytucji, struktur, form organizacyjnych, składu grup itp. Prawo zmienia się na ogół szybciej niż technika, obyczaje wolniej niż polityka. Kościół katolicki zachowuje większą trwałość niż zmienne ustroje ekonomiczne. A społeczeństwo otwarte dla imigrantów, np. amerykańskie, zmienia swój skład etniczny czy rasowy szybciej niż społeczeństwo izolowane, autochtoniczne, np. Islandia, gdzie trwałość populacji pozwala biologom na prowadzenie unikalnych badań nad niewymieszaną pulą genetyczną.


Czas ilościowy i jakościowy
W odniesieniu do zdarzeń i zjawisk społecznych czas przybiera dwojaką postać, którą określa się jako „czas ilościowyʺ i „czas jakościowyʺ, albo inaczej „czas zewnętrznyʺ i „czas wewnętrznyʺ. Czas ilościowy służy jako zewnętrzna skala pomiaru zdarzeń i procesów, nadająca pewien ład ich chaotycznemu i spontanicznemu przebiegowi. Służy to lepszej orientacji w świecie społecznym i koordynacji różnych działań podejmowanych przez liczne jednostki. Jest to czas konwencjonalny, wyskalowany w sposób narzucany przez używane do pomiaru czasu instrumenty: zegary i kalendarze. Pozwalają one przypisać godzinę czy datę, a także określić porównawczo okres trwania, szybkość, interwały, rytm itp. różnych zdarzeń i procesów. Dzięki temu można stwierdzić, które są równoczesne, które następują po sobie i w jakich odstępach czasu. Inaczej mówiąc, pozwala to na czasową lokalizację zjawisk, a także na ich czasową
351
koordynację. Czy możliwy byłby wykład akademicki, gdyby studenci i profesor nie spotkali się w tym samym momencie? Czy możliwa byłaby podróż koleją, gdyby maszynista nie przybył do pracy i nie podjechał na peron w tym samym czasie, w którym oczekują pasażerowie? Czy możliwa by była produkcja przemysłowa, gdyby robotnicy nie pojawili się przy taśmie produkcyjnej równocześnie? Im bardziej złożone jest społeczeństwo, tym większe znaczenie odgrywa czasowe porządkowanie i uzgadnianie działań. W społeczeństwie nowoczesnym żadna grupa czy organizacja nie może się obyć bez mierzenia czasu. Wyobraźmy sobie linie lotnicze bez rozkładów lotów, banki i sklepy bez godzin otwarcia, szkołę bez „podziału godzinʺ, fabrykę bez określonego czasu pracy.

Mówimy tu o czasie zewnętrznym, ponieważ zjawiska czy zdarzenia, jakikolwiek byłby ich charakter, są tu po prostu umiejscowione w pewnej ramie nałożonej przez obserwatorów, koordynatorów czy uczestników, a do tego w pewnej ramie konwencjonalnej, nie wynikającej z istoty samych zjawisk. Historia zegarów i kalendarzy zaczęła się od poszukiwania punktów odniesienia, które pozwoliłyby na stwierdzenie równoczesności pewnych zdarzeń. W naturalny sposób takich punktów odniesienia dostarczały zjawiska astronomiczne, wschody i zachody Słońca, dzień i noc, fazy Księżyca, odpływy i przypływy mórz, cykle zmian klimatycznych. Jakaś prosta idea świtu, ranka, południa, popołudnia, wieczoru, nocy jako powtarzających się stale etapów każdego dnia musiała towarzyszyć ludziom nawet w najbardziej prymitywnych społeczeńswach. W starożytnej Grecji wprowadzono podział dnia na dwanaście godzin. Ale podział godziny na 60 minut i każdej minuty na 60 sekund to konwencja dopiero z połowy XIV wieku. Pojawienie się ogrodnictwa i rolnictwa uczuliło ludzi na cykl wegetacji roślin, związany z kolejnymi okresami roku. W społecznościach rybackich dostrzeżono rytm przypływów i odpływów skorelowany z 29‐ipółdniowym cyklem faz Księżyca. Biologiczna potrzeba odpoczynku po pewnym okresie pracy dała początek idei tygodnia: ośmiodniowego w Imperium Rzymskim, siedmiodniowego w tradycji judeochrześci‐jańskiej, dziesięciodniowego w Chinach, pięcio‐ i sześciodniowego w niektórych częściach Afryki i Ameryki Centralnej. Na takie przyrodnicze podstawy miar czasu nałożyły się konwencje społeczne, które wsparte długą tradycją, stały się równie wiążące i oczywiste, jak cykle przyrodnicze. Okres tygodniowy odpowiadał gospodarczym wymogom odbywania jarmarków czy targów, dla których przyjął się pewien dzień tygodnia. Dzień wypoczynku skojarzono z religijną potrzebą modlitwy i uczestnictwa w rytuałach religijnych: niedzielą w chrześcijaństwie, piątkiem w islamie, sobotą w judaizmie. Religia chrześcijańska narzuciła także podział tzw. roku liturgicznego, a w zbiorowościach klasztornych codzienny cykl modlitwy w różnych momentach dnia opisany tak barwnie w Imieniu Róży przez Umbeto Eco.

Pozostało wynaleźć instrumenty, które odwzorowywałyby te przyrodnicze lub społeczne cykle, odrywając pomiar czasu od konkretnych obserwacji i zastępując to odczytywaniem miejsc na skalach. Najprostsze odwzorowanie ruchu Słońca dawał zegar słoneczny, znany w Babilonii i Egipcie tysiące lat temu. Równe okresy w krótszej skali odmierzało przesypywanie się piasku w klepsydrze, urządzeniu skonstruowanym także w głębokiej starożytności. Jednak zegar mechaniczny, ciężarkowy, pojawił się w Europie dopiero w połowie XIV wieku, zegar wahadłowy później, a dopiero w połowie XIX wieku wprowadzono na rynek szwajcarski i amerykański zegarek osobisty, który stał się po dziś dzień najbardziej masowym, powszechnym i często używanym urządzeniem technicznym. Brytyjski antropolog społeczny Jack Goody
352
uważa, że zegar i kalendarz to techniczne fundamenty nowoczesnej formacji społecznej, o większym nawet znaczeniu niż maszyna parowa czy silnik elektryczny.

Związek między czasem zegarowym, ilościowym czy zewnętrznym, a rytmem odpowiednich zdarzeń i procesów został zerwany całkowicie. Patrząc na zegarek, odczytujemy liczbę na skali i wiemy, jak jeszcze daleko do końca pracy, niezależnie od tego, jak jesteśmy zmęczeni, ile pracy już wykonaliśmy, co nam jeszcze zostało do zrobienia. Patrzymy w kalendarz i wiemy, że jest wiosna, nawet gdy jakieś anomalie klimatyczne sprawiają, że pada gęsty śnieg.

Czym innym jest natomiast czas wewnętrzny albo jakościowy. Pewne zjawiska, zdarzenia i procesy mogą mieć bowiem szczególne, immanentne właściwości czasowe. Czas staje się wtedy ich cechą ontologiczną, a nie tylko zewnętrznie porządkującą. O ile dotąd mówiliśmy o „zdarzeniach dziejących się w czasieʺ, o tyle teraz mówimy o „czasie zawartym w zdarzeniachʺ. Czas ilościowy zegarów i kalendarzy nie dotyczy tylko zjawisk i zdarzeń społecznych. Służy tak samo pomiarowi zjawisk astronomicznych, fizycznych, reakcji chemicznych czy procesów biologicznych. Natomiast czas jakościowy jest odmienny dla różnych dziedzin rzeczywistości. Dopiero kiedy analizujemy czasowe, on‐tologiczne właściwości zjawisk społecznych, mówimy w ścisłym sensie o czasie społecznym. O jakie właściwości ontologiczne chodzi?

Otóż zdarzenia czy procesy społeczne mogą przejawiać następujące, różniące je cechy czasowe. Po pierwsze, okres trwania: mogą być z natury rzeczy krótsze lub dłuższe. Porównajmy na przykład rozruchy uliczne i wojnę, zamach stanu i depresję ekonomiczną. Po drugie, tempo: mogą toczyć się szybciej lub wolniej. Porównajmy innowacje techniczne i proces emancypacji kobiet, reformy prawne i przemiany obyczajowe. Po trzecie, rytmiczność: mogą przebiegać w regularnych interwałach lub cechować się przypadkowością czy chaotycznością. Porównajmy uregulowany cykl prac rolnych i spontaniczną twórczość artystyczną, systematyczne fluktuacje ruchu drogowego w ciągu dnia ze stałymi „godzinami szczytuʺ i nieprzewidywalne wahania koniunktury giełdowej. Po czwarte, mogą dzielić się na naturalne fazy czy etapy, narzucone przez okoliczności przyrodnicze lub społeczne. Czas pracy i wypoczynku jest przeważnie skorelowany z fazami dnia i nocy. Wakacje większość spędza wtedy, gdy jest najlepsza pogoda, a więc w naszym klimacie latem. Prace rolne mają swoje etapy siewów, zbiorów itp. zależne od pór roku: zimy, wiosny, lata, jesieni. Kiedy indziej fazy mają charakter społecznie skonstruowany i normatywnie przepisany: na przykład czas świecki zwykłej codziennej aktywności i czas święty, okresów uroczystości religijnych, postu, adwentu, ramadanu, Bożego Narodzenia, Wielkiej Nocy itp. Na uniwersytecie jest czas wykładów i czas sesji egzaminacyjnych. W życiu rodzinnym: „miesiąc miodowyʺ i okres żałoby. W handlu ‐ sezon zakupów i, jak mówią handlowcy, „czas martwyʺ. W hotelarstwie sezon i okres poza sezonem. W sporcie: okres ligi piłkarskiej, inny niż hokejowej, a jeszcze inny niż żużlowej. A także cykl turniejów wielkoszlemo‐wych w tenisie czy rozgrywek Ligi Mistrzów w futbolu.
  
Magda
15.12.2007 15:10:54
poziom 2

Grupa: Moderator

Posty: 72 #34455
Od: 2007-10-20
PIOTR SZTOPKA DO PRZECZYTANIA: ADE STRATYFIKACJI SPOŁECZNEJ I
INNE NIEROWNOSCI DYCHOTOMICZNE

336
Rozdział 14

Idea stratyfikacji społecznej

Wszystkie omówione dobra czy wartości - bogactwo, władza, prestiż, wykształ¬cenie i zdrowie - mają charakter stopniowalny czy, jak czasem powiadamy, gradacyjny. Można je posiadać w większym lub mniejszym stopniu. Od naj-

Nierówności społeczne
337

wyższych do najniższych zasobów przebiega pewna ciągła skala, „drabina" czy hierarchia. Są więc hierarchie bogactwa, od milionerów do bezdomnych, hie¬rarchie władzy od cesarzy do niewolników, hierarchie prestiżu od idoli do żebraków, hierarchie wykształcenia od noblistów do analfabetów, hierarchie sprawności od olimpijczyków do inwalidów. Można według tych skal upo¬rządkować poszczególnych ludzi. Co więcej, można policzyć, ilu ich jest na każdym szczeblu hierarchii. Otrzymamy wówczas pewne kategorie statystycz¬ne: np. bardzo bogatych, bogatych, zamożnych, średnio zamożnych, biednych, najbiedniejszych. Można to robić nawet precyzyjniej, określając jakieś liczbo¬we przedziały zarobków. Proponuję mówić w tym przypadku o warstwach statystycznych.
Ale usytuowanie na określonym szczeblu każdej z tych hierarchii może róż¬nić nie tylko jednostki, także grupy społeczne lub pozycje (statusy), niezależnie od tego, kto do tych grup wchodzi czy kto te pozycje zajmuje. Pewne społeczne lokalizacje - grupowe czy statusowe - dawać będą każdemu, kto do tych grup należy lub te pozycje zajmuje, wyższe lub niższe miejsce na każdej z drabin. Ina¬czej - większy lub mniejszy stopień uczestnictwa w powszechnie pożądanych, a rzadkich dobrach i wartościach. Grupy i pozycje różnią się dostępem lub szan¬sami dostępu do bogactwa, władzy, prestiżu, wykształcenia i zdrowia. Max We-ber powiedziałby, że różnią się szansami życiowymi. Dopiero w tym wypadku zróżnicowanie pojedynczych ludzi staje się strukturalną nierównością społecz¬ną, realnym fenomenem społecznym, a nie artefaktem statystycznym.
Proponuję stosować termin stratyfikacja społeczna albo uwarstwienie spo¬łeczne tylko do opisania takich grupowych lub pozycyjnych - a nie indywidu¬alnych - różnic dostępu do cenionych społecznie celów. Każde dobro czy war¬tość z pięciu analizowanych konstytuuje własną drabinę stratyfikacji. Grupy i pozycje zajmują pewne szczególne miejsca na każdej z nich. Na przykład w stra¬tyfikacji zarobkowej lekarz znajdzie się wyżej od pielęgniarki. W stratyfikacji według władzy - dyrektor wyżej od robotnika. W stratyfikacji prestiżowej -spiker telewizyjny wyżej od nauczyciela. Czy jednak te drabiny stratyfikacyjne są osobne, wzajemnie niezależne? Już omawiając poszczególne dobra „stratyfi-kujące", wskazywaliśmy, że jedne mogą być pomocne w zdobywaniu innych. Bogactwo może dawać władzę i prestiż. Władza może pomagać w zdobywaniu majątku, a także dostarczać prestiżu. Prestiż może prowadzić do wpływów i władzy, a także wysokich zarobków. Jeżeli takie współgranie zachodzi, efek¬tem będzie sytuacja, w której ta sama grupa czy pozycja jest podobnie usytu¬owana na wszystkich trzech drabinach stratyfikacji. Prezydent Stanów Zjedno¬czonych to pozycja związana z dużym majątkiem, ogromną władzą i znaczną sławą. Powiemy w tym przypadku o zbieżności czynników czy aspektów stra-

338
Rozdział 14

tyfikacji. Ale daleko częstszy jest przypadek pewnej dysharmonii między dra¬binami stratyfikacyjnymi, polegający na tym, że jedna i ta sama grupa lub po¬zycja jest odmiennie usytuowana na różnych z nich. Profesor uniwersytetu w Polsce ma wysoki prestiż, średnie zarobki i niewielką władzę. Polityk prze¬ciwnie - wysokie zarobki i władzę, ale fatalny prestiż. Piłkarz - spory prestiż, wysokie zarobki, ale nie ma władzy. Policjant - dużą władzę, kiepskie zarobki i niski prestiż. Kombinacji tego rodzaju może być wiele. Mówimy w tym przy¬padku o rozbieżności czynników albo aspektów stratyfikacji.
Taka rozbieżność może mieć różne konsekwencje. Wśród członków danej grupy lub zajmujących daną pozycję społeczną może wywoływać poczucie pew¬nego dysonansu lub swoiście pojmowanej niesprawiedliwości. Na przykład po¬jawia się takie rozumowanie: jestem taki bogaty, tyle osiągnąłem, a ludzie poka¬zują mnie sobie palcami i mówią o mnie „badylarz" i „nuworysz". Albo takie: mam tak wysoką pozycję w rządzie, taką wysoką pensję, jeżdżę lancią, a ludzie na moje nazwisko pukają się w czoło albo chwytają za kłonice. Niektórzy rozu¬mują inaczej, w tym duchu, że nie można mieć wszystkiego naraz, traktując wy¬sokie miejsce na jednej drabinie jako kompensatę niskiego miejsca na innych. Na przykład profesor uniwersytetu może sobie powiedzieć: co prawda średnio za¬rabiam i mam niewiele władzy, ale za to należę do elity prestiżowej. Taka myśl nieco rozładowuje frustrację. Ten sam fakt, ale w zupełnie innej intencji, bierze zapewne pod uwagę rząd, dyskutując sprawę podwyżki dla profesorów albo szafując tytułami profesorskimi dla terminujących jeszcze pracowników nauko¬wych. Prawdopodobnie jest to takie rozumowanie: skoro profesorowie maja taki wysoki prestiż, to niech im to wystarczy, a skoro młodsi pracownicy nauki tak mało zarabiają, to dajmy im zamiast pieniędzy tytuły profesorskie.

Warstwy społeczne

Podobne miejsce na drabinie straty fikacyjnej może implikować i inne cechy: podobny styl życia, gusty i upodobania, zwyczaje i obyczaje, praktyki religijne, poglądy ideologiczne, rozrywki itp. Na przykład ludzie bogaci żyją i myślą podobnie jak inni ludzie bogaci, a zupełnie inaczej niż biedni. Budują podobne rezydencje, jeżdżą podobnymi samochodami, ubierają się u tych samych „dyk¬tatorów mody", latają na te same wyspy na wakacje i jedzą ciągle łososia z szam¬panem. Pod wieloma względami upodabnia się sposób życia polityków czy menedżerów. Osobny jest świat życia codziennego idoli telewizyjnych, filmo¬wych czy muzycznych. Zwykli ludzie zaglądają do niego nieśmiało za pośred¬nictwem kolorowych tygodników.

Nierówności społeczne
339

Zwróćmy uwagę, że to podobieństwo nakłada się niejako na swoistość grup czy pozycji, które te jednostki reprezentują. Ludzie bogaci tworzą pewne real¬ne środowisko społeczne, swoistą wspólnotę, choć wchodzą do niego i leka¬rze, i adwokaci, i biznesmeni, i politycy, i prezenterzy telewizyjni, i bossowie mafii z Pruszkowa. Podobieństwo majątkowe, czyli, jak powiedziałby Max Weber, to samo „położenie rynkowe", wyraża się w podobnych interesach (np. obronie przed podatkami). Podobieństwo możliwości konsumpcyjnych - w po¬dobnym stylu życia. A podobieństwo, jak pamiętamy z teorii „solidarności mechanicznej" Durkheima, to silny czynnik grupotwórczy. Z kolei więc wy¬twarza się między nimi pewna więź społeczna, kontakty towarzyskie, interak¬cje czy nawet trwalsze stosunki społeczne, zwłaszcza instrumentalne, związane z tzw. załatwianiem interesów. Odmienne typy więzi, sposobów bycia, gustów konsumpcyjnych charakteryzują środowisko menedżerów czy tzw. kadry kie¬rowniczej. Jeszcze inne - tę szeroką zbiorowość ludzi zwanych klasą średnią, zatrudnionych w bardzo różnych wymagających kwalifikacji i wykształcenia zawodach, a także prowadzących własne niewielkie firmy lub przedsiębior¬stwa i z tego tytułu posiadających godziwy, choć nie elitarny standard mate¬rialny. Takie swoiste wspólnoty - środowiska czy grupy - złożone z ludzi po¬dobnie usytuowanych w hierarchiach stratyfikacji społecznej i powstające po¬nad i w poprzek ich innych przynależności grupowych czy zajmowanych pozycji nazwiemy warstwami społecznymi. Max Weber podobnie stosował pojęcie klasy i stanu. W takim rozumieniu warstwy to nie tylko statystyczne zbiory podob¬nych pod jakimś względem jednostek, ale realne, zintegrowane w pewnym stopniu całości społeczne, nowe formy strukturalizacji społeczeństwa.

348



Inne nierówności dychotomiczne
Bardzo podobna logika, aczkolwiek zastosowana do nierówności zupełnie in¬nego rodzaju, pojawia się dzisiaj w kręgu myśli feministycznej skupiającej uwa¬gę na przeciwieństwie płci. Płeć jest oczywiście obiektywnym faktem biolo¬gicznym, wyrażającym się zarówno w oznakach cielesnych, swoistości fizjolo¬gii, jak i pewnych odrębnościach psychicznych. Fakt ten, jak wszystko w świecie ludzkim, podlega jednak interpretacji kulturowej. Pojawiają się określone idee, przekonania, poglądy na temat męskości czy kobiecości, a także określone re¬guły męskiego czy kobiecego postępowania, zamknięte w odpowiednich ro¬lach społecznych: roli mężczyzny i roli kobiety. W tym momencie biologiczna różnica płci implikuje już odmienne, kulturowo zdefiniowane i wymagane spo¬soby myślenia i działania: wzory męskości i kobiecości. Przekształca się w coś więcej niż tylko odmienność biologiczną, a mianowicie w różnicę społeczną rodzaju męskiego i rodzaju żeńskiego (gender).
Dopiero charakter tych kulturowych definicji może sprawić, że różnica stanie się społeczną nierównością, to znaczy zapewni nierówny dostęp do spo¬łecznie cenionych dóbr i wartości. Otóż tradycyjne definicje męskości i kobie¬cości (męskich i żeńskich ról społecznych) zbudowane były na zasadzie opozy¬cji, jako kompleksy cech czy predyspozycji przeciwstawnych. Mężczyźni prze¬jawiać mieli zdolności przywódcze, przejmować kontrolę i dominować, angażować się w intensywną aktywność, dążyć do osiągnięć i sukcesu, zacho¬wywać asertywnie i agresywnie, hamować emocje. Kobiety natomiast miały być zależne i poddańcze, wylewne emocjonalnie, wrażliwe estetycznie, schlud¬ne oraz aktywne głównie w ramach domu i rodziny.
Wiemy już z „teorematu Thomasa", że jeśli ludzie w coś wierzą, to staje się to realne w swoich konsekwencjach. A tym bardziej jeżeli narzuca to presja kulturowa, odwołująca się do powszechności takich poglądów czy definicji. Pod wpływem presji kulturowej - socjalizacji w rodzinie czy szkole, wzorów osobowych lansowanych przez mass media, kontroli społecznej w grupach itp.

Nierówności społeczne
349

- takie określenie swoich ról i ról płci przeciwnej zaczynają akceptować i m꿬czyźni, i kobiety. I w oparciu o te przekonania zaczynają posłusznie realizować męskie i kobiece role. Rola staje się elementem autodefinicji i indywidualnej tożsamości.
Skrajną implikacją takiej sytuacji jest całkowite odsunięcie kobiet od ak¬tywności zawodowej, pozostawiające im funkcję matek, żon i gospodyń do¬mowych. Nawet w kulturze zachodniej było to typowe jeszcze w XIX wieku, a dopiero wiek XX przyniósł otwarcie dla kobiet sfery pracy zawodowej. W wie¬lu kulturach tradycyjnych pogląd, że właściwe miejsce kobiety jest w domu i w rodzinie, utrzymał się do dziś. Jeżeli pamiętamy, że głównym sposobem zdobywania społecznie cenionych dóbr, takich jak bogactwo, władza czy pre¬stiż, jest praca zawodowa, a zdobywanie wykształcenia jest z kolei traktowane przeważnie jako wartość instrumentalna, środek zdobycia zawodu, oznaczało to odebranie kobietom szans na osiągnięcie tych wszystkich dóbr i zepchnięcie ich na sam dół hierarchii stratyfikacyjnych. A równocześnie zarezerwowanie całej dostępnej w społeczeństwie puli takich dóbr dla mężczyzn.
Ale i wtedy, gdy kobiety zaczynają pracować zawodowo, nierówność trwa, przyjmując formę segregacji zawodowej. Pewne role zawodowe wymagają pre¬dyspozycji zbieżnych ze zdefiniowanymi w kulturze rolami męskimi, a inne kobiecymi. Akceptacja tych definicji wpływa zarówno na aspiracje ewentual¬nych kandydatów, jak i na selekcję przy rekrutacji do zawodu. Mężczyźni wy¬bierają częściej „zawody męskie" - prawnicze, lekarskie, naukowe, wojskowe, policyjne, inżynierskie, polityczne, menedżerskie, a wśród prostszych zawo¬dów takie np., jak budowlanych, operatorów dźwigów, kierowców ciężaró¬wek, taksówkarzy. Kobiety rzadziej starają się zdobyć zawód tego rodzaju, a je¬śli próbują, to napotykają większe trudności przy rekrutacji. Natomiast chęt¬nie wybierają „zawody kobiece" i są w nich akceptowane: pracują jako nauczycielki, urzędniczki, kelnerki, pielęgniarki, sekretarki, stewardesy. W USA jeszcze w 1980 roku 95% pracowników w tych zawodach stanowiły kobiety. Dla opisania zatrudnionych w takich zawodach socjologowie stosują czasem zabawne określenie „różowe kołnierzyki" - co nawiązuje do terminu „białe kołnierzyki" przyjętego dla zawodów urzędniczych czy „niebieskie kołnierzy¬ki" używanego w odniesieniu do zawodów robotniczych.
W momencie pojawienia się segregacji zawodowej zaczyna działać efekt „samorealizującej się prognozy", jaki opisywaliśmy wcześniej w odniesieniu do przesądów rasowych i etnicznych. W istocie kulturowe definicje ról mę¬skich i kobiecych można traktować jako swoiste przesądy. Skoro uznajemy, że kobiety są predysponowane do pewnych zawodów, a nie nadają się do innych, w wyniku autoselekcji i selektywnej rekrutacji kobiety podejmują w większości

350
Rozdział 14

zawody „kobiece", a mężczyźni „męskie". I ten fakt zaczyna służyć umocnie¬niu przyjętych definicji „kobiecości" i „męskości". Skoro w parlamencie jest tylko kilka kobiet, skoro wśród profesorów uniwersytetu spotykamy je spora¬dycznie, skoro w wojsku pracują najwyżej w tzw. służbie tyłów, skoro w policji stanowią sporadyczny ewenement opisywany w prasie i sławiony w piosen¬kach (słynna warszawska Lodzia-milicjantka w latach sześćdziesiątych) - to widocznie zawody takie nie leżą w charakterze kobiet. A więc może nie warto o takie zawody zabiegać - myślą kobiety, może nie trzeba ich na takich stano¬wiskach zatrudniać - myślą mężczyźni. I koło się zamyka.
Zwróćmy uwagę, że zawody kobiece są na ogół niżej sytuowane na skalach straty f ikacyjnych: wymagają niższego wykształcenia, są gorzej opłacane, nie dają władzy i przynoszą mniejszy prestiż. Segregacja zawodowa oznacza więc nadal nierówność, a dokładniej dyskryminację kobiet. Nie tak radykalną jak w wypadku pełnego ich odsunięcia od pracy zawodowej, ale jednak dotkliwą.
Z czasem jednak kobietom udaje się podejmować zawody dawniej trady¬cyjnie męskie. Coraz więcej kobiet pojawia się w polityce, na wysokich stano¬wiskach administracyjnych czy menedżerskich, w świecie nauki, w adwokatu¬rze, w wojsku, policji itp. Ale i wtedy echa dawnej segregacji i dyskryminacji wyrażają się w nierównym tempie awansu, niekiedy nawet nierównej płacy na tych samych stanowiskach (w USA np. przeciętnie ok.30% niższej), mniejszym eksponowaniu osiągnięć kobiet, rzadszym powierzaniu im funkcji kierowni¬czych, bardziej sporadycznym delegowaniu na szkolenia doskonalące zawodo¬wo itp. Racjonalizacja takiego stanu rzeczy tkwi nadal w tradycyjnej kulturowej definicji ról kobiecych. Implikują one mianowicie mniejszą efektywność pracy -bo kobieta ma jeszcze dom i rodzinę na głowie, a także mniejszą pewność ciągłe¬go i trwałego zatrudnienia - bo kobieta rodzi i wychowuje dzieci. Dalej więc utrzymuje się - choć w coraz łagodniejszych formach - nierówność dostępu do dochodów, władzy, prestiżu, wykształcenia (doskonalenia zawodowego).
Ta szczególna forma nierówności społecznej, zakorzeniona w odmienności płci, jest pod wieloma względami podobna do nierówności klas. Z samej istoty różnicy wynika dychotomiczność podziału: albo się jest mężczyzną, albo ko¬bietą (pomińmy marginalne patologie stanów pośrednich), a nie można być trochę bardziej i jeszcze bardziej mężczyzną czy trochę mniej i jeszcze mniej kobietą. Cecha różnicująca nie podlega więc gradacji. Analogiczna jest też dy¬namika krystalizowania się odpowiednich grup. Spójrzmy na zbiorowość ko¬biet. Najpierw jest to tylko kategoria statystyczna wyróżniona przez obiektyw¬ne cechy płciowe. W momencie pojawienia się odmienności ról kulturowych, implikowanej przez nie segregacji i dyskryminacji, cechy te stają się istotne społecznie, kobiety stają się więc kategorią socjologiczną, nie tylko odmienną

Nierówności społeczne
351

płcią, ale „rodzajem" społecznym (gender). Z kolei wspólnota położenia spo¬łecznego i podobnych interesów rodzi identyfikację i świadomość grupową. Można mówić o świadomości feministycznej. Staje się ona podstawą kontaktów, interakcji, nawiązywania stosunków społecznych, wytwarzania więzi zaufania, lojalności i solidarności między kobietami. Zbiorowe działania podejmowane dla obrony swoich interesów prowadzą do wyłaniania się przywództwa, a także organizacji. Tworzy się ruch emancypacyjny czy później feministyczny.
Jeszcze jedna postać nierówności społecznych o charakterze dychotomicz-nym i przez to analogicznym w pewnym stopniu do opozycji klas wiąże się z procesami migracji, przemieszczania się i mieszania zbiorowości ludzkich. Otóż w wyniku migracji pewne grupy znajdują się w sytuacji mniejszości et¬nicznych czy narodowych. Są nie tylko nowe, obce na terenie trwale zamiesz¬kanym przez inne społeczności, ale do tego są mniej liczne. Ich pojawienie się oznacza, że pula społecznie cenionych dóbr - ekonomicznych, politycznych, prestiżowych, edukacyjnych, rekreacyjnych, otwarta dotąd wyłącznie dla lud¬ności lokalnej, musi zostać uchylona także dla przybyszów. Stają się oni konku¬rentami do miejsc pracy, zarobków, dóbr konsumpcyjnych, stanowisk poli¬tycznych, wyróżnień prestiżowych, miejsc w szkołach czy na uniwersytetach, opieki w szpitalach i udziału w turniejach golfowych.
Ale mocno osadzona w strukturach organizacyjnych i instytucjonalnych, a ponadto znajdująca się w większości, społeczność miejscowa ma możliwość obrony przed zagrożeniem, a w każdym razie ograniczenia konkurencji. Ma bowiem władzę, w wielu sensach tego terminu, który będzie naszym tematem w następnym rozdziale, ale który musimy już tutaj wstępnie wprowadzić. Przede wszystkim dominująca większość, która dysponuje instytucjami edukacyjny¬mi, religijnymi, środkami masowego przekazu, jest w stanie narzucić i upo¬wszechnić kulturowe definicje na temat mniejszości: stereotypy etniczne czy narodowe, przekształcające się w przesądy. Te z kolei, jak pamiętamy, prowa¬dzą łatwo do segregacji i dyskryminacji, spontanicznie samowzmacniając jesz¬cze negatywne przesądy. Ale posiadanie władzy pozwala i na działania bardziej bezpośrednie, mianowicie wprowadzanie i egzekwowanie pewnych ograniczeń administracyjnych czy prawnych wobec imigrantów, co pogłębia jeszcze od¬dolną, spontaniczną segregację i dyskryminację, dla której odgórna polityka dyskryminacyjna dostarcza dodatkowego uzasadnienia, przyzwolenia, a nawet zachęty. W rezultacie umacnia się i utrwala nierówność społeczna między gru¬pami większościowymi a mniejszościowymi, przejawiająca się na wszystkich drabinach stratyfikacji.
Ponieważ z natury rzeczy mniejszość i większość oznaczają odmienność dychotomiczną, nierówność ta jest pod pewnymi względami podobna do

352
Rozdział 14

sprzeczności klasowej czy konfliktu płci. Jednakże nie do końca. Istotne różni¬ce decydujące o odmiennej dynamice wzajemnych stosunków między grupami mniejszościowymi i większościowymi sprowadzają się do dwóch okoliczności. Po pierwsze, grupy mniejszościowe są od początku zintegrowane przez wspól¬ne pochodzenie, wspólne tradycje, wspólny język, wspólną kulturę - są więc właśnie od razu grupami społecznymi. A po drugie, strategia realizacji ich inte¬resów nie ogranicza się do walki o równouprawnienie i zniesienie dyskrymina¬cji. Mają bowiem alternatywną możliwość - asymilację, czyli roztopienie się w grupie większościowej i tym samym pełną partycypację w jej szansach życio¬wych. Ograniczenie nierówności możliwe jest więc przez konflikt i walkę, ale także przez samounicestwienie się mniejszości jako mniejszości i jej wejście w obręb dominującej większości. Obrany kierunek zależy w dużej mierze od głębokości początkowych różnic między zbiorowością imigrantów, a lokalną większością. Im bardziej widoczne czy kultywowane przez mniejszość są jej odmienności - np. rasowe, językowe, obyczajowe, religijne, im bardziej różni się poziomem edukacji czy cywilizacji - tym trudniej o jej asymilację. Na przy¬kład w USA wystarczy porównać doskonale zasymilowaną społeczność irlandzką czy niemiecką, z portorykańską czy meksykańską. Obcość rasowa czy kulturo¬wa dyktuje odrzucenie asymilacyjnych aspiracji, a to pogłębia izolację, zamknię¬cie się grupy mniejszościowej, umocnienie jej tożsamości i solidarności we¬wnętrznej, integrowanie wokół symboli odrębności, separatystycznych ideolo¬gii czy przywódców, prowadzi do pojawienia się kontrprzesądów skierowanych przeciwko większości, organizowania się do walki o swoje interesy i nieuchron¬nej eskalacji konfliktu.
  
Magda
15.12.2007 15:13:58
poziom 2

Grupa: Moderator

Posty: 72 #34456
Od: 2007-10-20
A książeczkę też poproszę magda.t.872wp.pl bardzo szczęśliwy
  
Magda
15.12.2007 15:22:18
poziom 2

Grupa: Moderator

Posty: 72 #34461
Od: 2007-10-20
magda.t.87@wp.pl
  
Magda
15.12.2007 17:17:44
poziom 2

Grupa: Moderator

Posty: 72 #34498
Od: 2007-10-20
A MóJ JEST OKI
TO TEN TEKST KTORY WYSłAłAM NALEZY PRZECZYTAC NA SOCJOLOGIE
POZDRO wesoły
  
Martusia88
06.02.2008 22:43:54
Grupa: Użytkownik

Posty: 1 #54524
Od: 2008-2-6
Ja również poproszę o Socjologie Marta_Zawislak@wp.plbardzo szczęśliwy

Przejdz do góry stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

  << Pierwsza      < Poprzednia      Następna >     Ostatnia >>  

HOME » MONOSTRUKTURY SPOLECZNE » SOCJOLOGIA PIOTR SZTOMPKA

Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!!


TestHub.pl - opinie, testy, oceny