SOCJOLOGIA PIOTR SZTOMPKA
KSIAZKA
PIOTR SZTOPKA DO PRZECZYTANIA: ADE STRATYFIKACJI SPOŁECZNEJ I
INNE NIEROWNOSCI DYCHOTOMICZNE

336
Rozdział 14

Idea stratyfikacji społecznej

Wszystkie omówione dobra czy wartości - bogactwo, władza, prestiż, wykształ¬cenie i zdrowie - mają charakter stopniowalny czy, jak czasem powiadamy, gradacyjny. Można je posiadać w większym lub mniejszym stopniu. Od naj-

Nierówności społeczne
337

wyższych do najniższych zasobów przebiega pewna ciągła skala, „drabina" czy hierarchia. Są więc hierarchie bogactwa, od milionerów do bezdomnych, hie¬rarchie władzy od cesarzy do niewolników, hierarchie prestiżu od idoli do żebraków, hierarchie wykształcenia od noblistów do analfabetów, hierarchie sprawności od olimpijczyków do inwalidów. Można według tych skal upo¬rządkować poszczególnych ludzi. Co więcej, można policzyć, ilu ich jest na każdym szczeblu hierarchii. Otrzymamy wówczas pewne kategorie statystycz¬ne: np. bardzo bogatych, bogatych, zamożnych, średnio zamożnych, biednych, najbiedniejszych. Można to robić nawet precyzyjniej, określając jakieś liczbo¬we przedziały zarobków. Proponuję mówić w tym przypadku o warstwach statystycznych.
Ale usytuowanie na określonym szczeblu każdej z tych hierarchii może róż¬nić nie tylko jednostki, także grupy społeczne lub pozycje (statusy), niezależnie od tego, kto do tych grup wchodzi czy kto te pozycje zajmuje. Pewne społeczne lokalizacje - grupowe czy statusowe - dawać będą każdemu, kto do tych grup należy lub te pozycje zajmuje, wyższe lub niższe miejsce na każdej z drabin. Ina¬czej - większy lub mniejszy stopień uczestnictwa w powszechnie pożądanych, a rzadkich dobrach i wartościach. Grupy i pozycje różnią się dostępem lub szan¬sami dostępu do bogactwa, władzy, prestiżu, wykształcenia i zdrowia. Max We-ber powiedziałby, że różnią się szansami życiowymi. Dopiero w tym wypadku zróżnicowanie pojedynczych ludzi staje się strukturalną nierównością społecz¬ną, realnym fenomenem społecznym, a nie artefaktem statystycznym.
Proponuję stosować termin stratyfikacja społeczna albo uwarstwienie spo¬łeczne tylko do opisania takich grupowych lub pozycyjnych - a nie indywidu¬alnych - różnic dostępu do cenionych społecznie celów. Każde dobro czy war¬tość z pięciu analizowanych konstytuuje własną drabinę stratyfikacji. Grupy i pozycje zajmują pewne szczególne miejsca na każdej z nich. Na przykład w stra¬tyfikacji zarobkowej lekarz znajdzie się wyżej od pielęgniarki. W stratyfikacji według władzy - dyrektor wyżej od robotnika. W stratyfikacji prestiżowej -spiker telewizyjny wyżej od nauczyciela. Czy jednak te drabiny stratyfikacyjne są osobne, wzajemnie niezależne? Już omawiając poszczególne dobra „stratyfi-kujące", wskazywaliśmy, że jedne mogą być pomocne w zdobywaniu innych. Bogactwo może dawać władzę i prestiż. Władza może pomagać w zdobywaniu majątku, a także dostarczać prestiżu. Prestiż może prowadzić do wpływów i władzy, a także wysokich zarobków. Jeżeli takie współgranie zachodzi, efek¬tem będzie sytuacja, w której ta sama grupa czy pozycja jest podobnie usytu¬owana na wszystkich trzech drabinach stratyfikacji. Prezydent Stanów Zjedno¬czonych to pozycja związana z dużym majątkiem, ogromną władzą i znaczną sławą. Powiemy w tym przypadku o zbieżności czynników czy aspektów stra-

338
Rozdział 14

tyfikacji. Ale daleko częstszy jest przypadek pewnej dysharmonii między dra¬binami stratyfikacyjnymi, polegający na tym, że jedna i ta sama grupa lub po¬zycja jest odmiennie usytuowana na różnych z nich. Profesor uniwersytetu w Polsce ma wysoki prestiż, średnie zarobki i niewielką władzę. Polityk prze¬ciwnie - wysokie zarobki i władzę, ale fatalny prestiż. Piłkarz - spory prestiż, wysokie zarobki, ale nie ma władzy. Policjant - dużą władzę, kiepskie zarobki i niski prestiż. Kombinacji tego rodzaju może być wiele. Mówimy w tym przy¬padku o rozbieżności czynników albo aspektów stratyfikacji.
Taka rozbieżność może mieć różne konsekwencje. Wśród członków danej grupy lub zajmujących daną pozycję społeczną może wywoływać poczucie pew¬nego dysonansu lub swoiście pojmowanej niesprawiedliwości. Na przykład po¬jawia się takie rozumowanie: jestem taki bogaty, tyle osiągnąłem, a ludzie poka¬zują mnie sobie palcami i mówią o mnie „badylarz" i „nuworysz". Albo takie: mam tak wysoką pozycję w rządzie, taką wysoką pensję, jeżdżę lancią, a ludzie na moje nazwisko pukają się w czoło albo chwytają za kłonice. Niektórzy rozu¬mują inaczej, w tym duchu, że nie można mieć wszystkiego naraz, traktując wy¬sokie miejsce na jednej drabinie jako kompensatę niskiego miejsca na innych. Na przykład profesor uniwersytetu może sobie powiedzieć: co prawda średnio za¬rabiam i mam niewiele władzy, ale za to należę do elity prestiżowej. Taka myśl nieco rozładowuje frustrację. Ten sam fakt, ale w zupełnie innej intencji, bierze zapewne pod uwagę rząd, dyskutując sprawę podwyżki dla profesorów albo szafując tytułami profesorskimi dla terminujących jeszcze pracowników nauko¬wych. Prawdopodobnie jest to takie rozumowanie: skoro profesorowie maja taki wysoki prestiż, to niech im to wystarczy, a skoro młodsi pracownicy nauki tak mało zarabiają, to dajmy im zamiast pieniędzy tytuły profesorskie.

Warstwy społeczne

Podobne miejsce na drabinie straty fikacyjnej może implikować i inne cechy: podobny styl życia, gusty i upodobania, zwyczaje i obyczaje, praktyki religijne, poglądy ideologiczne, rozrywki itp. Na przykład ludzie bogaci żyją i myślą podobnie jak inni ludzie bogaci, a zupełnie inaczej niż biedni. Budują podobne rezydencje, jeżdżą podobnymi samochodami, ubierają się u tych samych „dyk¬tatorów mody", latają na te same wyspy na wakacje i jedzą ciągle łososia z szam¬panem. Pod wieloma względami upodabnia się sposób życia polityków czy menedżerów. Osobny jest świat życia codziennego idoli telewizyjnych, filmo¬wych czy muzycznych. Zwykli ludzie zaglądają do niego nieśmiało za pośred¬nictwem kolorowych tygodników.

Nierówności społeczne
339

Zwróćmy uwagę, że to podobieństwo nakłada się niejako na swoistość grup czy pozycji, które te jednostki reprezentują. Ludzie bogaci tworzą pewne real¬ne środowisko społeczne, swoistą wspólnotę, choć wchodzą do niego i leka¬rze, i adwokaci, i biznesmeni, i politycy, i prezenterzy telewizyjni, i bossowie mafii z Pruszkowa. Podobieństwo majątkowe, czyli, jak powiedziałby Max Weber, to samo „położenie rynkowe", wyraża się w podobnych interesach (np. obronie przed podatkami). Podobieństwo możliwości konsumpcyjnych - w po¬dobnym stylu życia. A podobieństwo, jak pamiętamy z teorii „solidarności mechanicznej" Durkheima, to silny czynnik grupotwórczy. Z kolei więc wy¬twarza się między nimi pewna więź społeczna, kontakty towarzyskie, interak¬cje czy nawet trwalsze stosunki społeczne, zwłaszcza instrumentalne, związane z tzw. załatwianiem interesów. Odmienne typy więzi, sposobów bycia, gustów konsumpcyjnych charakteryzują środowisko menedżerów czy tzw. kadry kie¬rowniczej. Jeszcze inne - tę szeroką zbiorowość ludzi zwanych klasą średnią, zatrudnionych w bardzo różnych wymagających kwalifikacji i wykształcenia zawodach, a także prowadzących własne niewielkie firmy lub przedsiębior¬stwa i z tego tytułu posiadających godziwy, choć nie elitarny standard mate¬rialny. Takie swoiste wspólnoty - środowiska czy grupy - złożone z ludzi po¬dobnie usytuowanych w hierarchiach stratyfikacji społecznej i powstające po¬nad i w poprzek ich innych przynależności grupowych czy zajmowanych pozycji nazwiemy warstwami społecznymi. Max Weber podobnie stosował pojęcie klasy i stanu. W takim rozumieniu warstwy to nie tylko statystyczne zbiory podob¬nych pod jakimś względem jednostek, ale realne, zintegrowane w pewnym stopniu całości społeczne, nowe formy strukturalizacji społeczeństwa.

348



Inne nierówności dychotomiczne
Bardzo podobna logika, aczkolwiek zastosowana do nierówności zupełnie in¬nego rodzaju, pojawia się dzisiaj w kręgu myśli feministycznej skupiającej uwa¬gę na przeciwieństwie płci. Płeć jest oczywiście obiektywnym faktem biolo¬gicznym, wyrażającym się zarówno w oznakach cielesnych, swoistości fizjolo¬gii, jak i pewnych odrębnościach psychicznych. Fakt ten, jak wszystko w świecie ludzkim, podlega jednak interpretacji kulturowej. Pojawiają się określone idee, przekonania, poglądy na temat męskości czy kobiecości, a także określone re¬guły męskiego czy kobiecego postępowania, zamknięte w odpowiednich ro¬lach społecznych: roli mężczyzny i roli kobiety. W tym momencie biologiczna różnica płci implikuje już odmienne, kulturowo zdefiniowane i wymagane spo¬soby myślenia i działania: wzory męskości i kobiecości. Przekształca się w coś więcej niż tylko odmienność biologiczną, a mianowicie w różnicę społeczną rodzaju męskiego i rodzaju żeńskiego (gender).
Dopiero charakter tych kulturowych definicji może sprawić, że różnica stanie się społeczną nierównością, to znaczy zapewni nierówny dostęp do spo¬łecznie cenionych dóbr i wartości. Otóż tradycyjne definicje męskości i kobie¬cości (męskich i żeńskich ról społecznych) zbudowane były na zasadzie opozy¬cji, jako kompleksy cech czy predyspozycji przeciwstawnych. Mężczyźni prze¬jawiać mieli zdolności przywódcze, przejmować kontrolę i dominować, angażować się w intensywną aktywność, dążyć do osiągnięć i sukcesu, zacho¬wywać asertywnie i agresywnie, hamować emocje. Kobiety natomiast miały być zależne i poddańcze, wylewne emocjonalnie, wrażliwe estetycznie, schlud¬ne oraz aktywne głównie w ramach domu i rodziny.
Wiemy już z „teorematu Thomasa", że jeśli ludzie w coś wierzą, to staje się to realne w swoich konsekwencjach. A tym bardziej jeżeli narzuca to presja kulturowa, odwołująca się do powszechności takich poglądów czy definicji. Pod wpływem presji kulturowej - socjalizacji w rodzinie czy szkole, wzorów osobowych lansowanych przez mass media, kontroli społecznej w grupach itp.

Nierówności społeczne
349

- takie określenie swoich ról i ról płci przeciwnej zaczynają akceptować i m꿬czyźni, i kobiety. I w oparciu o te przekonania zaczynają posłusznie realizować męskie i kobiece role. Rola staje się elementem autodefinicji i indywidualnej tożsamości.
Skrajną implikacją takiej sytuacji jest całkowite odsunięcie kobiet od ak¬tywności zawodowej, pozostawiające im funkcję matek, żon i gospodyń do¬mowych. Nawet w kulturze zachodniej było to typowe jeszcze w XIX wieku, a dopiero wiek XX przyniósł otwarcie dla kobiet sfery pracy zawodowej. W wie¬lu kulturach tradycyjnych pogląd, że właściwe miejsce kobiety jest w domu i w rodzinie, utrzymał się do dziś. Jeżeli pamiętamy, że głównym sposobem zdobywania społecznie cenionych dóbr, takich jak bogactwo, władza czy pre¬stiż, jest praca zawodowa, a zdobywanie wykształcenia jest z kolei traktowane przeważnie jako wartość instrumentalna, środek zdobycia zawodu, oznaczało to odebranie kobietom szans na osiągnięcie tych wszystkich dóbr i zepchnięcie ich na sam dół hierarchii stratyfikacyjnych. A równocześnie zarezerwowanie całej dostępnej w społeczeństwie puli takich dóbr dla mężczyzn.
Ale i wtedy, gdy kobiety zaczynają pracować zawodowo, nierówność trwa, przyjmując formę segregacji zawodowej. Pewne role zawodowe wymagają pre¬dyspozycji zbieżnych ze zdefiniowanymi w kulturze rolami męskimi, a inne kobiecymi. Akceptacja tych definicji wpływa zarówno na aspiracje ewentual¬nych kandydatów, jak i na selekcję przy rekrutacji do zawodu. Mężczyźni wy¬bierają częściej „zawody męskie" - prawnicze, lekarskie, naukowe, wojskowe, policyjne, inżynierskie, polityczne, menedżerskie, a wśród prostszych zawo¬dów takie np., jak budowlanych, operatorów dźwigów, kierowców ciężaró¬wek, taksówkarzy. Kobiety rzadziej starają się zdobyć zawód tego rodzaju, a je¬śli próbują, to napotykają większe trudności przy rekrutacji. Natomiast chęt¬nie wybierają „zawody kobiece" i są w nich akceptowane: pracują jako nauczycielki, urzędniczki, kelnerki, pielęgniarki, sekretarki, stewardesy. W USA jeszcze w 1980 roku 95% pracowników w tych zawodach stanowiły kobiety. Dla opisania zatrudnionych w takich zawodach socjologowie stosują czasem zabawne określenie „różowe kołnierzyki" - co nawiązuje do terminu „białe kołnierzyki" przyjętego dla zawodów urzędniczych czy „niebieskie kołnierzy¬ki" używanego w odniesieniu do zawodów robotniczych.
W momencie pojawienia się segregacji zawodowej zaczyna działać efekt „samorealizującej się prognozy", jaki opisywaliśmy wcześniej w odniesieniu do przesądów rasowych i etnicznych. W istocie kulturowe definicje ról mę¬skich i kobiecych można traktować jako swoiste przesądy. Skoro uznajemy, że kobiety są predysponowane do pewnych zawodów, a nie nadają się do innych, w wyniku autoselekcji i selektywnej rekrutacji kobiety podejmują w większości

350
Rozdział 14

zawody „kobiece", a mężczyźni „męskie". I ten fakt zaczyna służyć umocnie¬niu przyjętych definicji „kobiecości" i „męskości". Skoro w parlamencie jest tylko kilka kobiet, skoro wśród profesorów uniwersytetu spotykamy je spora¬dycznie, skoro w wojsku pracują najwyżej w tzw. służbie tyłów, skoro w policji stanowią sporadyczny ewenement opisywany w prasie i sławiony w piosen¬kach (słynna warszawska Lodzia-milicjantka w latach sześćdziesiątych) - to widocznie zawody takie nie leżą w charakterze kobiet. A więc może nie warto o takie zawody zabiegać - myślą kobiety, może nie trzeba ich na takich stano¬wiskach zatrudniać - myślą mężczyźni. I koło się zamyka.
Zwróćmy uwagę, że zawody kobiece są na ogół niżej sytuowane na skalach straty f ikacyjnych: wymagają niższego wykształcenia, są gorzej opłacane, nie dają władzy i przynoszą mniejszy prestiż. Segregacja zawodowa oznacza więc nadal nierówność, a dokładniej dyskryminację kobiet. Nie tak radykalną jak w wypadku pełnego ich odsunięcia od pracy zawodowej, ale jednak dotkliwą.
Z czasem jednak kobietom udaje się podejmować zawody dawniej trady¬cyjnie męskie. Coraz więcej kobiet pojawia się w polityce, na wysokich stano¬wiskach administracyjnych czy menedżerskich, w świecie nauki, w adwokatu¬rze, w wojsku, policji itp. Ale i wtedy echa dawnej segregacji i dyskryminacji wyrażają się w nierównym tempie awansu, niekiedy nawet nierównej płacy na tych samych stanowiskach (w USA np. przeciętnie ok.30% niższej), mniejszym eksponowaniu osiągnięć kobiet, rzadszym powierzaniu im funkcji kierowni¬czych, bardziej sporadycznym delegowaniu na szkolenia doskonalące zawodo¬wo itp. Racjonalizacja takiego stanu rzeczy tkwi nadal w tradycyjnej kulturowej definicji ról kobiecych. Implikują one mianowicie mniejszą efektywność pracy -bo kobieta ma jeszcze dom i rodzinę na głowie, a także mniejszą pewność ciągłe¬go i trwałego zatrudnienia - bo kobieta rodzi i wychowuje dzieci. Dalej więc utrzymuje się - choć w coraz łagodniejszych formach - nierówność dostępu do dochodów, władzy, prestiżu, wykształcenia (doskonalenia zawodowego).
Ta szczególna forma nierówności społecznej, zakorzeniona w odmienności płci, jest pod wieloma względami podobna do nierówności klas. Z samej istoty różnicy wynika dychotomiczność podziału: albo się jest mężczyzną, albo ko¬bietą (pomińmy marginalne patologie stanów pośrednich), a nie można być trochę bardziej i jeszcze bardziej mężczyzną czy trochę mniej i jeszcze mniej kobietą. Cecha różnicująca nie podlega więc gradacji. Analogiczna jest też dy¬namika krystalizowania się odpowiednich grup. Spójrzmy na zbiorowość ko¬biet. Najpierw jest to tylko kategoria statystyczna wyróżniona przez obiektyw¬ne cechy płciowe. W momencie pojawienia się odmienności ról kulturowych, implikowanej przez nie segregacji i dyskryminacji, cechy te stają się istotne społecznie, kobiety stają się więc kategorią socjologiczną, nie tylko odmienną

Nierówności społeczne
351

płcią, ale „rodzajem" społecznym (gender). Z kolei wspólnota położenia spo¬łecznego i podobnych interesów rodzi identyfikację i świadomość grupową. Można mówić o świadomości feministycznej. Staje się ona podstawą kontaktów, interakcji, nawiązywania stosunków społecznych, wytwarzania więzi zaufania, lojalności i solidarności między kobietami. Zbiorowe działania podejmowane dla obrony swoich interesów prowadzą do wyłaniania się przywództwa, a także organizacji. Tworzy się ruch emancypacyjny czy później feministyczny.
Jeszcze jedna postać nierówności społecznych o charakterze dychotomicz-nym i przez to analogicznym w pewnym stopniu do opozycji klas wiąże się z procesami migracji, przemieszczania się i mieszania zbiorowości ludzkich. Otóż w wyniku migracji pewne grupy znajdują się w sytuacji mniejszości et¬nicznych czy narodowych. Są nie tylko nowe, obce na terenie trwale zamiesz¬kanym przez inne społeczności, ale do tego są mniej liczne. Ich pojawienie się oznacza, że pula społecznie cenionych dóbr - ekonomicznych, politycznych, prestiżowych, edukacyjnych, rekreacyjnych, otwarta dotąd wyłącznie dla lud¬ności lokalnej, musi zostać uchylona także dla przybyszów. Stają się oni konku¬rentami do miejsc pracy, zarobków, dóbr konsumpcyjnych, stanowisk poli¬tycznych, wyróżnień prestiżowych, miejsc w szkołach czy na uniwersytetach, opieki w szpitalach i udziału w turniejach golfowych.
Ale mocno osadzona w strukturach organizacyjnych i instytucjonalnych, a ponadto znajdująca się w większości, społeczność miejscowa ma możliwość obrony przed zagrożeniem, a w każdym razie ograniczenia konkurencji. Ma bowiem władzę, w wielu sensach tego terminu, który będzie naszym tematem w następnym rozdziale, ale który musimy już tutaj wstępnie wprowadzić. Przede wszystkim dominująca większość, która dysponuje instytucjami edukacyjny¬mi, religijnymi, środkami masowego przekazu, jest w stanie narzucić i upo¬wszechnić kulturowe definicje na temat mniejszości: stereotypy etniczne czy narodowe, przekształcające się w przesądy. Te z kolei, jak pamiętamy, prowa¬dzą łatwo do segregacji i dyskryminacji, spontanicznie samowzmacniając jesz¬cze negatywne przesądy. Ale posiadanie władzy pozwala i na działania bardziej bezpośrednie, mianowicie wprowadzanie i egzekwowanie pewnych ograniczeń administracyjnych czy prawnych wobec imigrantów, co pogłębia jeszcze od¬dolną, spontaniczną segregację i dyskryminację, dla której odgórna polityka dyskryminacyjna dostarcza dodatkowego uzasadnienia, przyzwolenia, a nawet zachęty. W rezultacie umacnia się i utrwala nierówność społeczna między gru¬pami większościowymi a mniejszościowymi, przejawiająca się na wszystkich drabinach stratyfikacji.
Ponieważ z natury rzeczy mniejszość i większość oznaczają odmienność dychotomiczną, nierówność ta jest pod pewnymi względami podobna do

352
Rozdział 14

sprzeczności klasowej czy konfliktu płci. Jednakże nie do końca. Istotne różni¬ce decydujące o odmiennej dynamice wzajemnych stosunków między grupami mniejszościowymi i większościowymi sprowadzają się do dwóch okoliczności. Po pierwsze, grupy mniejszościowe są od początku zintegrowane przez wspól¬ne pochodzenie, wspólne tradycje, wspólny język, wspólną kulturę - są więc właśnie od razu grupami społecznymi. A po drugie, strategia realizacji ich inte¬resów nie ogranicza się do walki o równouprawnienie i zniesienie dyskrymina¬cji. Mają bowiem alternatywną możliwość - asymilację, czyli roztopienie się w grupie większościowej i tym samym pełną partycypację w jej szansach życio¬wych. Ograniczenie nierówności możliwe jest więc przez konflikt i walkę, ale także przez samounicestwienie się mniejszości jako mniejszości i jej wejście w obręb dominującej większości. Obrany kierunek zależy w dużej mierze od głębokości początkowych różnic między zbiorowością imigrantów, a lokalną większością. Im bardziej widoczne czy kultywowane przez mniejszość są jej odmienności - np. rasowe, językowe, obyczajowe, religijne, im bardziej różni się poziomem edukacji czy cywilizacji - tym trudniej o jej asymilację. Na przy¬kład w USA wystarczy porównać doskonale zasymilowaną społeczność irlandzką czy niemiecką, z portorykańską czy meksykańską. Obcość rasowa czy kulturo¬wa dyktuje odrzucenie asymilacyjnych aspiracji, a to pogłębia izolację, zamknię¬cie się grupy mniejszościowej, umocnienie jej tożsamości i solidarności we¬wnętrznej, integrowanie wokół symboli odrębności, separatystycznych ideolo¬gii czy przywódców, prowadzi do pojawienia się kontrprzesądów skierowanych przeciwko większości, organizowania się do walki o swoje interesy i nieuchron¬nej eskalacji konfliktu.


  PRZEJDŹ NA FORUM